Strona:PL Bourget - Kosmopolis.djvu/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
146
KOSMOPOLIS.

otwarcie, by mogła mieć jakiekolwiek wątpliwości, a może odgadła wszystko sama ze słów, jakie słyszała. Widząc ją stojącą z ustami pełnemi goryczy, z oczami w dal patrzącemi, szarpaną przez głuche oburzenie, Dorsenne nabierał znowu przekonania, które zresztą oddawna już żywił, że Alba jest niezmiernie przenikliwą. Nie wątpił, że rozumiała dobrze postępowanie matki. Zdawało mu się, że podsuwając ogień lampki srebrnej pod wielki herbatnik, rzucała wzrokiem w kierunku tarasu, gdzie w cieniu błyszczała biała suknia hrabiny. Nagle szalona myśl, która go wczoraj tak wzburzyła, znowu mu się przypominała, wraz z projektem naśladowania, jak mówił, Hamleta, to jest odegrania w salonie pani Steno roli księcia duńskiego przed swym stryjem. Z roztargnienia, z miną obojętną, jaką zwykle miewał, podchwycił ostatnie zdanie Alby i rzekł:
— Bądź pani spokojną, Ardea ma wielu nieprzyjaciół, a Hafner jeszcze więcej. Znajdzie się zawsze ktoś, co zdradzi ich układy, jeżeli są jakie układy, dotyczące pięknej Fanny... List bezimienny tak łatwo napisać...
Nie skończył zdania i urwał nagle przerażony, jak ten, który mierzył ze strzelby, myśląc, że jest nienabitą, gdy nagle strzał się rozlega. Wyrzekł to raczej przez przyzwyczajenie, przez sceptycyzm i nie przypuszczał, że słowa jego wywołają na dumną i ruchliwą twarz Alby chmurę bólu niewypowiedzianego. Usta jej przybrały wy-