Strona:PL Bourget - Kosmopolis.djvu/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
144
KOSMOPOLIS.

pełnie obojętnem, zwłaszcza, że nam, wenecyanom, szlachta rzymska w niczem imponować nie może. My wszyscy mieliśmy już dożów w rodzie, kiedy ojcowie tych tam panów trudnili się rozbojami po wsiach, oczekując, aż jaki biedny mnich z ich rodu zostanie papieżem. Obojętnem także jest dla mnie, że pan baron Hafner umieszcza swą córkę tak dobrze, jak niegdyś umieszczał swe klejnoty w młodości... Ale mi o nią idzie, pan jej nie znasz... nie wiesz, co to za ujmująca osoba, jaka entuzyastka a współcześnie pełna prostoty i szczerości. Nigdy ona nie będzie wiedziała o tem, że ojciec ją przehandlował, że ojciec ten jest złodziejem, że chce mieć wnuków, którzy zarazem będą wnukami papiezkiemi, że nakoniec ten Peppino nie kocha jej, że pragnie tylko jej posagu, że będzie miał mniej więcej dla niej takie same uczucia, jakie ma mąż dla tej tam...
Mówiąc to, wskazała oczami panią Maitland i dodała:
— Jest to o wiele okropniejsze, niż się zdaje...
Ostatnie słowa wyrzekła tonem zagadkowym, jakby przestraszyła się słów własnych.
— Tak — odezwał się Julian — będzie to bardzo smutnem, tylko, czy czasem pani nie przesadzasz? Życia tak obrachować nie można... Może książę i baron mają tylko projekta, dotąd mgliste...
— Projekta mgliste!... — zawołała Alba, poruszając swemi wątłemi ramionami. Taki Hafner niema nigdy projektów mglistych... A gdybym