Strona:PL Bourget - Kosmopolis.djvu/147

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
141
KOSMOPOLIS.

— Wszak pani była wczoraj w mym pałacu?
— Nie! — odrzekła.
— Spytaj jej się książę, dlaczego nie była? — zawołał Hafner.
— Ależ, mój ojcze! — szepnęła Fanny z proźbą w swych czarnych oczach, której Ardea uległ i mówił:
— Szkoda. Wszystko tam jest dość pospolite, ale mogła panią zainteresować kaplica. W gruncie rzeczy jej jednej żałuję najbardziej, gdyż moi przodkowie tam się modlili, a dziś jest ona prostym numerem w katalogu!... Nawet relikwiarz mi zabrali, relikwiarz, pochodzący od Ugolina z Sienny!... Odkupię go, choćbym niewiem wiele miał zapłacić... Ojciec pani chwali mą odwagę, a jednakże nie mogę się rozstać bez zgryzot z tym przedmiotem...
— Ona żałuje całego pałacu... — rzekł baron.
— Mój ojcze... — zawołała znów Fanny.
— No, no, uspokój się, nie zdradzę cię — odrzekł Hafner, a Alba, korzystając z tego, że stała, wyszła z małego kółka rozmawiających. Podeszła ku stołowi, zastawionemu na drugim końcu salonu przyrządami do herbaty w najczystszym stylu angielskim, i odezwała się do Juliana, który szedł za nią:
— Czy chcesz pan, bym przygotowała wodę sodową i pańską wódkę, panie Dorsenne?