Strona:PL Bourget - Kosmopolis.djvu/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
137
KOSMOPOLIS.

A ten Ardea, który szydzi ze swej ruiny. Jak na włocha, to wcale nieźle. Ale za dużo o tem mówi i to się przykrzy!...
Idąc ku grupie zebranej w kącie salonu, pod obrazem Morettego, usłyszał, jak książę opowiada o kawalerze Fossati, który zajął się jego licytacyą:
— Ileż pan myślisz na tem wszystkiem zarobić — zapytałem go się w końcu? — Och, odrzekł, bardzo niewiele... Ale tu trochę, tam trochę, tak że razem coś to będzie stanowiło. A z jaką miną dodał: e gia il moschino e conte i już komar staje się hrabią!... Ten komar, to on. Tak go nazywano, gdy handlował starzyzną na drodze do Umbryi. Jeszcze kilka sprzedaży takich, jak twoja, mój książę, i syn mój, z hrabiów Fossati, będzie miał pół miliona, zapisze się do klubu i będzie panu mówił: ty, grając z panem w goffo... Oto, co znaczyło to gia!... Słowo honoru, nigdy się tak wybornie nie bawiłem, jak teraz, gdy niemam ani jednego grosza...
— Jesteś książę optymistą — rzekł Hafner — i cokolwiekbądź powie nasz przyjaciel Dorsenne, w życiu trzeba być optymistą...
— Znowu, ojcze, rozpoczynasz atak... — zauważyła Fanny tonem pełnego uszanowania wyrzutu.
— Nie atakuję go wcale — odpowiedział baron — ale jego zasady, a zwłaszcza zasady jego szkoły... Tak, tak...