Strona:PL Bourget - Kosmopolis.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
129
KOSMOPOLIS.

Dorsenne wiedział, że Peppino Ardea i jego przyjaciele umówili się żartować z klęski, jaka dotknęła ród Castagnów w osobie ostatniego i jedynego potomka. Nie spodziewał się jednak takiego lekceważenia. Był tak tem zdziwiony, że pominął milczeniem docinek barona, czego w innym razie nie byłby uczynił. Dawny założyciel Banku austro-dalmackiego zawsze okazywał pewną głęboką odrazę do powieściopisarza. Ludzie jego pokroju, głębocy cynicy i wyrachowani, lękają się i gardzą zarazem pewnym rodzajem literatury. Zdaje im się bowiem, że zdradza ona prawdy bardzo niebezpieczne w druku, a zbyt nieznaczące wobec zasad, które sami w praktyce wyznają. Prócz tego miał on za wiele taktu, by nie czuł odrazy instynktownej, jaką wzbudzał w Julianie. Dla Hafnera atoli każda siła społeczna była oszacowana, zarówno powodzenie literackie jak wszystko inne. To też przeląkł się dziś tak samo, jak wczoraj na schodach pałacu Castagna, czy nie posunął się zadaleko, i kładąc poufale na ramieniu powieściopisarza rękę o palcach długich i giętkich, które niejako pieściły to co obejmowały, rzekł:
— Co najbardziej w nim podziwiam, to że pozwala przekomarzać się z sobą takim, jak my profanom, nie gniewając się o to wcale. Pierwszy to autor sławny tak pełen prostoty. Ale on też jest czemś więcej niż autorem, on jest człowiekiem światowym...