Strona:PL Bourget - Kosmopolis.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
119
KOSMOPOLIS.

który zapomniał zupełnie o pani Steno, o Gorskim, o Maitlandzie, o hrabiance oszkalowanej, aż do chwili, gdy noc zbudziła go z tego upojenia literackiego. Potem przeliczył szpalty i przekonał się że ich było dwanaście.
— Tyle, ile jest listów Gorskiego — rzekł śmiejąc się głośno. Czuł teraz przebiegającą mu po nerwach tę radość lekką, znaną wszystkim pisarzom z Bożej łaski, gdy dokonali pracy, którą uważają za dobrą.
— Zarobiłem na wieczór, dodał ciągle głośno. Trzeba się ubrać i iść do pani Steno. Zjem dobry obiad u doktora, przejdę się pół godziny po ulicach. Noc zapowiada się pięknie. Dowiem się czy są jakie wiadomości o wojewodzie — (tak nazywał Gorskiego gdy był w wesołem usposobieniu) i zabawię się naśladowaniem mego patrona Hamleta, gdy zastawiał potrzask na swego stryja. Będę mówił głośno o listach bezimiennych. Jeżeli autor listów pisanych do Bolesława będzie tam, zabawię się wybornie. Byle tylko tym autorem nie była Alba. Byłoby to bardzo smutnem...
Biła godzina dziesiąta wieczorem, gdy młody człowiek, zgodnie z programem, przybył przed bramę dużego domu, który pani Steno zajmowała na ulicy Dwudziestego września, na rogu ulicy Porta Salara. Był to obszerny budynek nowoczesny, rozdzielony na dwie odrębne części: na lewo był dom zajęty przez różnych mieszkańców,