Strona:PL Bourget - Kosmopolis.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
112
KOSMOPOLIS.

przypomniał sobie pisarz francuzki. Śmiał się z niego szczerze, gdy je usłyszał z ust Egista Brancadori. Powtórzył je sobie teraz i zrozumiał jego znaczenie: Chi non sa fingersi amico, nonse sa essère nemico... kto nie potrafi udać przyjaźni, nie potrafi być nieprzyjacielem... W tej drobnej koteryi, w której żyła hrabina Steno, Gorscy i Lincoln Maitland, kto może być takim hipokrytą i kto tak nienawidzi, że aż poszedł za radą tego przysłowia? Gdyż tylko denuncyacya naprawdę ścisła, zaopatrzona w fakta, mogła dotknąć do żywego zazdrość Bolesława, a taka znów denuncyacya każe przypuszczać, że ten, kto ją pisał, zna wszystkich członków towarzystwa doskonale.
— To przecież nie może być sama pani Steno — myślał Julian — nie chciałaby sobie robić zabawki ze wzruszeń kochanka, opowiadając mu wszystko?... Wprawdzie znam takie wypadki. Ale robiły to paryżanki nierządne, a nie ta kochanka przepyszna, ta dogaressa XVI wieku, znaleziona w Wenecyi w naszych czasach, jak cekin owoczesny, który zachował cały swój blask pierwotny. O niej więc nie mam co myśleć, jak również o pani Gorskiej, tem wcieleniu prawdy, która nawet wtedy nie chce się zniżyć do kłamstwa, gdy pragnie nabyć jakiś gracik stary, gorąco pożądany. Z tego powodu łatwo ją też oszukać. Co za ironia!.. Nie myślmy także o Florentym. Dałby się zabić w potrzebie, jak mameluk u drzwi