Strona:PL Bolesław Prus - To i owo.djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ście wogóle sprzyjało mu, lecz on sam robił bardzo niewiele. Gdy inni słuchali wykładów, on słuchał ogródkowej muzyki, gdy inni rysowali, on tańcował — gdy inni chodzili na studja, on chodził na majówki. Z pierwszego kursu przeszedł, na drugim został, aż wkońcu wrócił do domu na gospodarkę, złorzecząc Niemcom, że pracy jego nie umieli ocenić. Dziś, ożenił się bardzo szczęśliwie i w swojej okolicy robi efekt, jest to bowiem chłopak w gruncie dobry, wygadany i niegłupi; zbiera zatem owoce swego wykształcenia, lecz nie jako inżynier, ale jako światowiec. Niemniej jednak Stanisław sądzi, że mógł być znakomitym inżynierem, tylko że mu los nie dopisał.
Łatwo poznasz, z jakich źródeł tego rodzaju złudzenia pochodzą, oto naprzód ze zbytecznej wiary w siebie, powtóre z wiary w opiekę losu, po trzecie z nieznajomości praw, kierujących życiem codziennem.
Inny, podobny Stanisławowi facet, niejaki Adam, dziwił się niewymownie temu, że on, który miał w szkołach opinją najzdolniejszego, nie ukończył uniwersytetu, zaś jeden z jego kolegów powszechnie „mułem“ nazywany ukończył z odznaczeniem.
— Za cóż to nazywaliście biedaka mułem? — pytam Adama.
— A za to, uważa pan mój, że bez względu na niedzielę, święta i wakacje, po całych dniach robił.
— Ileż też godzin pracował dziennie? — pytam znowu.
— Najmniej po 10 — odpowiada.
— A ty ile robiłeś?
— Ja nie robiłem codzień, — nie potrzebowałem robić codzień! Dla mnie było dosyć na miesiąc przed egzaminami zabrać się do czytania. Coprawda — dodał — pracowałem wówczas średnio po godzin 16!
— Ot widzisz — rzekłem mu — dlaczego mimo zdolności nie skończyłeś uniwersytetu! Muł uczył się w ciągu roku