Strona:PL Bolesław Prus - To i owo.djvu/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

REDAKTOR. Co za nieszczęście, kasa pusta!
MACHIAWELSKI. Na honor! będę sobie musiał wkrótce w łeb strzelić. Wierzyciele mnie prześladują, w domu tysiące kłopotów... ach!...
REDAKTOR (na stronie). Wybornie! (głośno) No, może pomyślemy o tem później, a teraz jakie wiadomości, tak naprzykład z Francji?...
MACHIAWELSKI. Jak najgorsze! Ten kraj od 100 lat podobny jest do wulkanu...
REDAKTOR (na stronie). Kochany Machiawelsio!... (głośno) A cóż pan myślisz o Anglji?
MACHIAWELSKI. Anglja?... Anglja... to trup, to upiór Kartaginy, to... to potwór egoizmu, który połknąwszy złoto, węgiel i żelazo całego globu, struje się wkońcu własnemi wnętrznościami!
REDAKTOR (na stronie). Uściskałbym go! (głośno) A jakże tam Turcja?
MACHIAWELSKI. To spróchniały gmach, do którego lada chwila tysiące pochodni przyłożą.
REDAKTOR (na stronie). Na dzisiejszym numerze zrobię interes! (głośno). No, niema o czem mówić, poglądy są pyszne, — chciałbym tylko wiedzieć, jaki ostateczny wniosek wyprowadzasz pan z nich?
MACHIAWELSKI. Wojna, upadek starego świata, cofnięcie się ludzkości do epoki barbarzyństwa...
REDAKTOR. A bójże się pan Boga, tak nie idzie! trzeba dać jakąś inną końcówkę. Po napisaniu artykułu będę mógł panu zaforszusować parę rubli.
MACHIAWELSKI. Taak? a więc wojna, triumf radykalizmu, chwilowy zastój interesów... no i w przyszłości może jakaś tam nadzieja!
REDAKTOR. Około sześciu rubli będę mógł panu zaaplikować...
MACHIAWELSKI. W takim razie mogę napisać, że obecne