Strona:PL Bolesław Prus - To i owo.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

PISARZ. Dziesiąty procent...
KUPIEC. Mniejsza o to, tylko pan pisz!
PISARZ. Pańskie szczęście, żeś trafił na specjalistę od interesów handlowych!... (pisze i czyta). „Z prawdziwą rozkoszą donosimy szanownej publiczności, że pan Hermenegild O’Schuster, właściciel handlu i korzeni...“ (do kupca). Jak długo siedziałeś pan na Lesznie?
KUPIEC. Trzy miesiące i dwa dni...
PISARZ (pisze i czyta) ...po trzymiesięcznym pobycie w różnych częściach świata, wrócił już do nas z wyborem wszelkiego rodzaju towarów. Szczególniejszą uwagę publiczności zwracamy na herbatę, pieprz turecki i wino szampańskie, artykuły te bowiem odznaczają się oryginalnością, taniością i dobrocią, i o ile nam wiadomo, gwałtownie są rozkupywane. Amatorom osobliwości tem więcej zalecamy handel pana O’Schuster, że w nim znajduje się czerwony pies, przywieziony przez właściciela z przylądka Dobrej Nadziei.
KUPIEC. O nieba! a skądże ja wezmę czerwonego psa?
PISARZ. Ufarbujemy!...
KUPIEC. Ależ ludzie poznają się na tem!
PISARZ. Mądry do pana nie zajrzy, a głupców łatwo zadowolnić.
KUPIEC. Ha! w pańskim ręku moja niepokalana uczciwość... Oto honorarjum! (płaci i wychodzi).
PISARZ. Panie! panie! a nie zapominaj pan o rabatach dla więcej kupujących i o premjach dla stałych kundmanów!
KUPIEC (za drzwiami). Chybaby warjaci stale u mnie kupowali!
STARUSZEK (wchodząc). Czy to tutaj pisują nekrologi?
PISARZ. Tutaj panie! a ja jestem właśnie specjalistą... posiadam patent i zajmuję się wyłącznie pisaniem nekrologów!
STARUSZEK. Chciałbym ogłosić o śmierci mego synowca, bo hultaj długów narobił i teraz wierzyciele spokojności mi nie dają.