Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 04.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pelkę miłości. Na nieszczęście, w tej ważnej chwili czuł tylko ogromny kłopot i — nic więcej.
Coś jednak trzeba było odpowiedzieć, lecz Sielski nie wiedział co. Wreszcie zły duch widać ulitował się nad nim i podszepnął mu frazes.
— Nie rozumiem — wybełkotał bezmyślnie — dlaczego pani sprzeciwia się rozwodowi?...
Leontyna oblała się ponsem.
— Więc pan mi tak odpowiadasz?... — wykrzyknęła drżącemi ustami.
Wybuch ten, niewiadomo z jakiej racji, ośmielił Sielskiego.
— Sądzę — rzekł — że nam to tylko pozostaje...
— Dość już! — zawołała. — Wiem wszystko!
A potem mówiła dalej z nieopisaną ironją:
— Postępujesz pan jak dobry chrześcijanin... Zgrzeszyłeś i pragniesz odpokutować, co jest bardzo pięknie... Daruj pan jednak, że pomagać mu w nawróceniu nie będę. Mąż, którego mam obecnie, znudził się mną dopiero po ślubie, pan — nieco wcześniej... Dziękuję za naukę!...
Z temi słowy podniosła się, widocznie zamierzając wyjść. Ku upokorzeniu natury ludzkiej dodać musimy, że Sielski, dostrzegłszy ten ruch, swobodniej odetchnął. Czuł on, że w opinji Leontyny jest nieodwołalnie zgubionym, że nim wzgardziła, że go nienawidzi... Świadomość ta jednak kłopotała go mniej, aniżeli odwiedziny.
W tej chwili osłupiał, ugodzony niespodzianym ciosem.
Niezamknięte drzwi od sieni nagle otworzyły się, i stanął w nich Lachowicz.
— Ha!... jestem zgubiona!... — krzyknęła Leontyna. — Cóżto za nikczemność!... — dodała.
I upadła na krzesło, zalewając się łzami.
— Przepraszam! — odezwał się z uśmiechem Lachowicz.