Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 04.djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Pan nawet w piekle nie utyjesz — odparł djabeł, któremu nie podobało się to uwielbienie jego okrągłych kształtów.
— Czy umiesz intrygować, mój mały?... — zapytał go lekarz.
— Dlaczego nie!... Intryguję pana, ażebyś pan panu Goldflamowi oddał dwieście rubli, bo już dawno termin upłynął...
— Tam do licha!... — mruknął podsędek.
Lekarz uśmiechnął się złośliwie.
— Oddam — rzekł — nawet w tej chwili, jeżeli mi pan Goldflam natychmiast weksel zwróci!...
Tłusty diabeł pogardliwie machnął ręką.
— Cóż to — odparł — pan doktór chce, ażebym na maskarady chodził z wekslami moich dłużników?... Musiałbym chyba czterokonnym wozem tu wjechać.
Obecni nie dostrzegli, że od kilku chwil zbliżyło się do nich białe domino, które usłyszawszy ostatnie wyrazy djabła, rzekło do swego nieznanego im towarzysza piskliwym głosem:
— Ten przynajmniej jest prawdziwym djabłem!...
Rozmawiający odwrócili się, a czerwony djabeł z eleganckim ukłonem zapytał:
— Dlaczego, piękna damo?...
— Dlatego — odparło domino — że się boisz święconej wody...
Djabeł znikł, jakby mu ogon przyskrzypnięto kościelnemi drzwiami, obecni zaś wybuchnęli śmiechem.
— Brawo! — wykrzyknął podsędek. — Widzę, że maskarady nie upadły...
— I nie upadną — odpowiedziało domino — świat jest wielką redutą, na której naprzykład osoby, kwalifikujące się na ławę oskarżonych, zajmują sędziowskie krzesła...
— Co to znaczy, maseczko?... — spytał podsędek, oblewając się pąsem.
— Myślę o sprawach miłosnych!... — odparło domino.