— Już nie wiem co! Aha! Myślałam, że taki mistrz nie może być złym człowiekiem.
— I omyliłaś się.
— O, tak!... omyliłam się!
Gdy Sielski wyszedł, powtórzyła jeszcze raz:
— Omyliłam się!
I w parę dni później, siedząc nad jakąś robotą, obok swojej opiekunki, szepnęła także:
— Omyliłam się!
— Nic nowego — odpowiedziała dama. — Ty zawsze się mylisz, ponieważ co innego robisz, a o czym innem myślisz.
Jadzia podniosła na nią oczy.
— Czy pani co mówi? — spytała.
— No, już nic!... Szczęśliwy ten pan Witold... Muszę do Ewci o tem napisać!...
Jadwiga drgnęła, twarz jej rozjaśniła się, jakby w tej chwili przyszło jej na myśl rozwiązanie trudnego zagadnienia.
Jakoż wieczorem napisała list do siostry i szwagra, donosząc im, że jest bardzo zmęczona, że ją nudzi Warszawa. List ten kończył się następującym dopiskiem:
— Patrzaj, Ewciu! — wykrzyknął pan Jan, odczytawszy dopisek. — Jadzia się zgadza na wesele, a ja myślałem, że Witold dostanie odkosza!
Pani Ewa pokręciła głową. Niemniej jednak dzień ślubu oznaczono w jesieni.
W parę dni po bytności Jadwigi na wystawie, przyszedł do Lachowicza pewien jego znajomy z propozycją nabycia obrazu.
— Jakto, więc go dla siebie chcesz kupić? — spytał Ludwik.