Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 04.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Eh! nie... Jestem tylko proszony o pośrednictwo.
— Przez kogo?
— Wspomniano mi wprawdzie o tajemnicy, która jednak tobie musi być chyba wiadomą.
— Nic nie wiem! — zapewnił go Lachowicz.
— Jakto, naprawdę nie domyślasz się, kto kupuje obraz?
— Ależ ani odrobiny, daję ci słowo!
— No, jużci Sielski, któżby inny? — odparł pośrednik.
— A on poco kupuje mój obraz?
— Nie udawaj! nie udawaj!... Wymalowałeś przecież portret jego kuzynki...
— Co mówisz?...
— Naturalnie! Ta dama za oknem jest jego jakąś daleką krewną. Na imię jej — Jadwiga.
Lachowiczowi przywidziało się, że pokój począł krążyć dokoła. Usiadł, chwilę odpoczął i rzekł:
— Nie sprzedam obrazu!
— A niechże cię! — zawołał gość. — Tom się spisał... Właśnie też Sielski prawie błagał mnie, ażeby ci nie mówić, że on kupuje.
— Kiedy tak, to weź... Ale pieniędzy nie chcę.
— Znowu awantura. Obrazisz go tym sposobem... On widocznie nie chciał prezentu, skoro mnie do ciebie wysłał.
Nic już nie odpowiedziawszy na to, Lachowicz wziął pieniądze i napisał upoważnienie do odebrania obrazu.
Ludwik posiadał jeden cenny przymiot: sprężystość duszy, która ze szczególną siłą uwydatniała się w nieszczęściu.
Zrozumiał on, że jeżeli mógł kochać ze słabemi choćby widokami wzajemności jakąś pannę Jadwigę, to już kuzynka Sielskiego była dla niego bezpowrotnie stracona. Przeczuwał dalej, że obraz, który miał się stać punktem wyjścia dla bliższych stosunków, stał się powodem jego nieszczęścia. Sielski musiał go przedstawić Jadwidze w najczarniejszych kolorach, ona — uwierzyła i naturalnie okazała list, z którego dziś oboje