Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 02.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

O, Panno Przenajświętsza!... całą wotywę leżałam dziś krzyżem, myślałam, że ci nic nie będzie, a ty tu, Józek, ty tu?...
Kolumna doszła do drzwi, z coraz większym hałasem. Rekruci, na znak wielkiej ochoty, zaczęli popychać się bokami, a Żydek felczer, stanąwszy na progu, wyrzucił wgórę starą jedwabną czapeczkę i zsiniałemi ustami wykrzyknął: „hura!...“
Już wszyscy weszli na korytarz; przed progiem został tylko mieszczanin, któremu żona uczepiła się u ręki.
— Idź! — rzekł feldfebel, wskazując mu drzwi.
— On nie pójdzie! — mówiła kobieta — bo przecie nic jeszcze nie ma na drogę...
— W wojsku dadzą mu wszystko — odparł feldfebel tonem głębokiego przekonania.
— Co, w wojsku?... ja nie chcę wojska!... A kiedyście go wzięli, to i ja z nim pójdę...
— Nie wolno.
— Może komu nie wolno, ale nie mnie; ja przecie jego żona...
Feldfebel popchnął rekruta do sieni i sam wszedł za nim.
— Józek, pocałujże choć syna!... — wołała kobieta, rwąc się za próg. Ale ją odsunął sołtys z policjantem i zamknięto drzwi.
— Hura!... — krzyknęli na korytarzu rekruci.
Ze dworu odpowiedział im zgiełk tłumu i jękliwe błogosławieństwo starego Żyda. Potem ktoś zaczął bić ręką we drzwi i krzyczeć rozdzierającym głosem:
— Józek!... Józek!...
Minąwszy ciemny i pełen wybojów korytarz, rekruci znaleźli się w dużej izbie o trzech zakratowanych oknach. Stało tu kilka ławek, a wzdłuż ścian leżała słoma, przygotowana na noclegi; na kominie płonął ogromny ogień i oświetlał szarą wilgoć murów; powietrze było surowe i przejęte dymem.