Strona:PL Bolesław Prus - Placówka.djvu/156

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jędrek odszedł. Zbliżając się do drogi, zobaczył chłopa, który ukryty za krzakiem, przypatrywał się zabawie Niemców. Był to Grzyb.
— Pochwalony! — rzekł Jędrek.
— A kto u ciebie pochwalony? — pytał stary gniewnym głosem. — Musi że nie Bóg, ino djabeł, kiej bratacie się z Niemcami...
— Bo kto się z nimi brata? — odparł zdziwiony Jędrek.
Chłopu iskrzyły się oczy i drżała sucha skóra na twarzy.
— Nie wy się bratacie? — mówił, wytrząsając pięścią. — Może nie widziałem cię, kiedyś leciał do nich, jak pies przez wodę, żeby ci dały szklankę piwa? A możem nie widział, jak twój ojciec i matka modlili się na górze za jedno ze Szwabami? Do djabła się modlili!... Już was Bóg skarał, bo coś padło na Staśka. Ale poczekaj! nie na tem koniec... Zaprzańce! psie wiary!...
Odwrócił się i poszedł do wsi, przeklinając rodzinę Ślimaków.
Jędrek zawlókł się do domu, zdziwiony i smutny. W chacie zastał chorego Staśka, i bojaźń schwyciła go za serce. Zaraz też opowiedział ojcu o spotkaniu z Grzybem.
— Tyle on głupi, co stary — odparł Ślimak. — Cóżto, ma człowiek stać w czapce jak bydlę, kiej modlą się choć i Szwaby?
— Zawdy na Staśka padło ich nabożeństwo — wtrącił Jędrek.
Ślimak sposępniał.
— Co ta miało paść? — odparł po chwili. — Stasiek już jest taki odmieniec, że niech baba w polu zaśpiewa, to go zara trzęsie.
Na tem skończył. Jędrek pokręcił się po chałupie, lecz że było mu ciasno, więc wymknął się między jary. Chodził tam i sam bez celu i drogi. Czasem wdrapywał się na wzgórza, skąd było widać Niemców, jak całą gromadą kopali fun-