Strona:PL Bolesław Prus - Pierwsze opowiadania.djvu/286

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

a pod wodociągiem umył się; Antkowi wystarczyła czystość — duszy. Potem, tak samo jak wczoraj, Jaś nosił piasek, a przedsiębiorca Antek kupował towar, lub brał go na kredyt ze składów, omijając jednak lepiankę barczystego Marcina.
— Nie chcę się wadzić z Marcinem! — objaśniał Antek.
Po posiłku wieczornym, złożonym z chleba, wędzonki i dwu butelek piwa szlacheckiego po pięć groszy, dwaj mali tułacze zetknęli się z innym chłopcem, Walkiem, który zawołał:
— Chy!... Antek... żebyś wiedział, jak się na ciebie Marcin wygraża!... Mówi, żeś wczoraj wymanił od niego powróz i woreczki, że bierzesz piasek od innych, i że ci tak mordy nakuje, aż wyplujesz parę!...
— Co on tam szczeka! — mruknął pogardliwie Antek, poruszając plecami tak, jakby go przeszły ciarki.
Potem włóczyli się we trzech, a gdy zapadła noc, Antek, odzyskawszy dobry humor, krzyknął:
— Chodźta, kundle, na bal do resursy!...
— Na jaki bal? — spytał Jaś.
— O Jezu!... — pochwycił Walek — jaki on głupi!... Patrzy na haleganta, a nie wie, że dziś Sylwester.
Gdy stanęli pod resursą, Antek, przysłuchując się dźwiękom muzyki, uronił następną uwagę:
— To tak na nas tańcują! Żeby nie my, toby w Warszawie nie było żadnego balu.
Powiedziawszy to, schwycił Walka za ramiona i przy melodji kontredansa, począł wywijać szota. Zrobił się rozgardjasz, chłopcy bowiem potrącili jakąś staruszkę, sami o mało nie wpadli koniom pod nogi, i — dostawszy pięścią od milicjanta, a batem od dorożkarza, zabrali Jasia i poszli spać na zwykłą kwaterę. W drodze, jeden z nich zarzucił drugiemu niezręczność w tańcu, w następstwie czego pochwycili się za czupryny. Aż Jaś musiał ich rozbroić.
Gdy doszli do swego podwórka i beczki, Antek pierwszy