Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 05.djvu/232

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Niech sobie gadają, niech plotą, ale — po moim wyjeździe — odparł Kajetanowicz. — Wcale nie uśmiecha mi się tytuł dobroczyńcy chłystków, którzy nie chcą być stajennymi.
Doktór skończył masować i wytrząsając żylastemi rękoma, rzekł wzruszonym głosem:
— Niech mnie djabli wezmą, jeżeli pan hrabia nie jest najzacniejszym magnatem w kraju!
— Chwali mnie pan, jak rzeźnik tłustego barana — odpowiedział hrabia. — W każdym razie dziękuję za masaż, ale proszę, aby mi pan już nie wynajdywał drugiego stypendysty... Chciałbym się ubrać, jeżeli wolno.
Było to zaproszenie do wyjścia. Doktór szybko umył ręce, pozapinał rękawy koszuli, włożył surdut i nisko ukłoniwszy się hrabiemu, opuścił pokój, czując, że drży ze wzruszenia.
Kiedy Płótnicki wyszedł, Kajetanowicz stanął nagi przed lustrem i zaczął dotykać swojej szyi, piersi, rąk. Z upodobaniem przypatrywał się ciału marmurowej barwy i mruczał z filuternym uśmiechem:
— A jednakże ja mam trochę muskułów!... Ale cóżto za chamy, jakież to chamy!... W tem towarzystwie i ja niedługo schamieję.
Teraz nie miał miny gapiowatej; raczej sprytną i nieco złośliwą.
Mrok zapadał, kiedy Płótnicki, wyszedłszy na dziedziniec, prawie potknął się o zamyślonego Łoskiego. Schwycił go pod rękę i gwałtem wciągnął do pierwszej sieni.
— Panie — szeptał do zdziwionego pedagoga — właźmy obaj na ten dach i krzyczmy w niebogłosy: Niech żyje hrabia Kajetanowicz, jedyny, prawdziwy magnat polski!
— Co się stało? — zapytał przerażony Łoski.
— Powiem za kilka dni, gdy będziemy stąd wyjeżdżali.