Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 05.djvu/227

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Płótnicki o mało nie zapytał: „A cóż na to powie panna Zofja?“ Lecz w porę powstrzymał się i rzekł:
— Jeżeli pan sobie życzy, możemy przystąpić do masażu.
— Czy ja sobie życzę? — zawołał Kajetanowicz. — Przecie to dla mnie wielkie święto. Wprawdzie Karol pod pańską dyrekcją nauczył się masować i zrobi na tej specjalności karjerę, jeżeli go kiedy wypędzę, ale... zawsze to cham! Pociera, dotyka, uderza, nawet sapie jak cham.
— Ma pan glicerynę? — spytał doktór, zdejmując surdut i zawijając rękawy koszuli.
— Garniec! — odpowiedział hrabia i zaczął doszczętnie rozbierać się, przy akompanjamencie małych dreszczyków, które jednak robiły mu przyjemność.
Doktór umył ręce, nakrył szezlong prześcieradłem, ułożył Kajetanowicza, opukał mu piersi i brzuch, co chwilę wzruszając ramionami. Hrabia z pod oka przypatrywał się jego minom i widać było, że jest ogromnie kontent, prawie zachwycony. Mimo to odezwał się jękliwym głosem:
— Cóż, doktorze, brzuch skamieniały, serce jak wróbel w potrzasku?
— Hrabia łapał wróble w potrzask? — zapytał Płótnicki. Z toalety Kajetanowicza dobył kryształową flaszkę gliceryny i wytarł obie dłonie.
— Nigdy nie łapałem ptaków, alem to widywał. Zdaje mi się, że po masażu zaimponuję pani Dorohuskiej moim wyglądem, co?
— Mnie się zdaje, że pan oddawna jej zaimponował.
— Ale nie zdrowiem! — westchnął Kajetanowicz.
— W pół roku zrobię z pana atletę, lecz pod warunkiem...
— Żeby nie?... E, ja nie chcę takiej pedantycznej kuracji! — oburzył się Kajetanowicz. — A swoją drogą to nieszczęsne serce...
— Panie hrabio, o jedno proszę: skończmy z pańskiemi chorobami przynajmniej dziś.