Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 05.djvu/211

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wiemy, że szatan naprzód żąda mało, aby później otrzymać więcej; że niekiedy zamienia się w anioła jasności, by, pod pozorem dobra, popchnąć nas do złego. My wiemy, że kto lubi niebezpieczeństwa, ginie od nich. My wreszcie mamy potężne środki odporne. Gdy mnie nagabuje grzech, uciekam do ran Chrystusa.
A swoją drogą — dodał po chwili — Domejko ma słuszność: pobyt w Klejnocie nie jest dla mnie korzystny, tak dalece, że stanęła przede mną kwestja: uciec, czy zostać?...
Kleryk obejrzał się niespokojnie i mówił dalej zniżonym głosem:
— Ten Permski — niebezpieczny człowiek... Ateusz, ale jaki! Każdy z nas, w szkołach czy w uniwersytecie, przechodził fazę ateizmu. Któż nie wątpił o nieśmiertelności duszy? Kto nie zapytywał: czy jest Stwórca?... Ale Chrystus i Bogarodzica stali jakby poza granicami wątpliwości. Tymczasem Permski zadał mi najboleśniejszy cios właśnie w to miejsce serca...
Pewnego razu, gdyśmy byli na spacerze, opowiadał mi, że parę lat temu, widział w Petersburgu magnetyzera, który rzucał taki urok na ludzi, że tracili przytomność. Wówczas zapytywał swego pacjenta: „Czy widzisz, że znajdujemy się na morzu?“ — „Tak“ — odpowiadał oczarowany i w najdrobniejszych szczegółach opisywał krajobraz morski, spokojny albo burzliwy, stosownie do woli magnetyzera... „A jak panu smakuje ta pomarańcza?“ — pytał magnetyzer oczarowanego. — „Ma cudny smak!“ — odpowiadał zamagnetyzowany, a jego fizjognomja wyrażała najwyższe zadowolenie. Tymczasem, zamiast pomarańczy, gryzł skórkę suchego chleba.
Opowiedziawszy mi kilkanaście podobnych przykładów, Permski nagle rzekł: „W ten sposób można wyjaśnić wszystkie niby cuda ewangelicznie: chodzenie po wzburzonem jeziorze, nakarmienie tysiąca ludzi kilkorgiem chlebów, przemianę na górze Tabor...“
— „Więc pan zaprzeczasz cudom, wątpisz o Zbawicielu? —