Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 04.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kie partje złączyły się dla oddania hołdu ofiarom nieostrożności. Grzebano zmarłych i opłakiwano ich cały tydzień, a mowy nad grobami i przy każdej zresztą sposobności były tak wzruszające, że nawet Anglicy i Niemcy mieli oczy zapuchnięte od łez. Jednych roztkliwiała straszna śmierć poległych, inni płakali z żalu, że przy ypsylonowskim systemie pracy ludzie nie skosztują ani odrobiny drzewa żywota!
Nareszcie jakiś poważny Amerykanin zaprosił na poufną naradę najmędrszych Ypsylonów i rzekł im:
— Drodzy, kochani panowie! Czy nie moglibyście, choć na kilka dni, zapomnieć o swoich interesach partyjnych i podzielić się ot — tak — poprostu — na trzy grupy: pierwszą, któraby ścinała drzewo, drugą, któraby dyrygowała tamtymi, i trzecią, która nie będzie robiła nic, ale też powstrzyma się od przeszkadzania innym. Myślę, że do takiej organizacji wystarczy kilkanaście osób, choć trochę pracowitych i jako tako rozsądnych. Przecież tu nie potrzeba rzeczy nadzwyczajnych; w ciągu jednego dnia zetniecie drzewo, a na drugi dzień możecie się wziąć do rozdawania okruchów, zabezpieczywszy, co jest rzeczą sprawiedliwą, najpierwej samym sobie wieczną młodość. Pamiętajcie, kochani Ypsylonowie, że mając taki cudny, taki boski materjał w ręku, możecie się stać nietylko najszczęśliwszymi bogaczami tego świata, ale i władcami reszty ludów, żyjących na kuli ziemskiej. Zastanówcie się, że takiej władzy, jak wasza, nie było jeszcze pod słońcem!...
Ypsylonowie nietylko doskonale zrozumieli słuszność wywodów Amerykanina, ale jeszcze poparli je tak pięknemi mowami, że większość Europejczyków nie mogła powstrzymać się od łez, a jednego to nawet tknął paraliż ze wzruszenia. Ypsylonowie nietylko głębiej rozwinęli ideę poczciwego Amerykanina, ale nadto — przysięgli sobie, że natychmiast przystąpią do urzeczywistnienia tak prostego i płodnego w skutki planu. Lecz tu właśnie zdarzyło się największe nieszczęście: wszyscy bowiem pragnęli, albo dyrygować robotami, albo — nic nie