Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 03.djvu/243

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zaniepokoiło mnie pytanie gospodarza i jego mina, więc zwróciłem się do damy. Lecz zanim otworzyłem usta, już ona sama dała mi objaśnienie:
— Mąż mój — rzekła, spuszczając oczy — jest ojczymem Felisia i… jest trochę do niego uprzedzony… Chłopak przypomina mego pierwszego nieboszczyka, a Lubomir umie być zazdrosnym nawet o zmarłych… Wiecznie o coś podejrzewa dzieciaka!…
Ale wyjaśnienia dystyngowanej damy, zamiast uspokoić, zatrwożyły mnie jeszcze bardziej. Odsunąłem rozpoczętą szklankę herbaty i przez kuchnię wybiegłem do sieni…
Tu, we drzwiach od dziedzińca, przedewszystkiem spostrzegłem człowieka w drelichowym kubraku, który w restauracyjnej sali domagał się błogosławieństwa. W tej chwili jego kubrak był poszarpany, włosy powichrzone, a głowa rozcięta. Schylony, usiłował zatamować krew, a jego przyjaciel w wytartym surducie oblewał go wodą z kubła.
— Oj!… boli me, boli… — jęczał raniony.
— To nic, ale cię uczcili… — pocieszał go przyjaciel. — Gajowy dał ci obwarzanek… Kacper postawił ci piwa, jak się patrzy, a nawet i ten z Warsiawy, ten na cienkich nogach, ofiarował ci dwadzieścia groszy, że ha!…
Wszystko zakipiało we mnie! Jakto, więc za moją uprzejmość, za moje wsparcie, ten hultaj mówi, że mam cienkie nogi?… Ależ w całym banku nie widziano piękniejszych łydek od moich, a nawet w klubie cyklistów niewielu dorównałoby mi pod tym względem…
Byłem wściekły, pięści same mi się zaciskały, więc ażeby uniknąć awantury, skierowałem się w stronę ulicy i — wpadłem na Felka, oprowadzającego mój rower.
— Już pan jedzie? — zapytał chłopak, a w skośnych oczach błysnęło mu coś fałszywego.
— Jeszcze nie… Chcę tylko coś zobaczyć.
Otworzyłem torebkę, wiszącą pod kierownikiem: szynka