Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 03.djvu/202

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wet w rękach i w nogach gwałtownie uderzały pulsa. Zdawało mi się, że pokój zaczyna chwiać i posuwać się coraz prędzej, a nareszcie tak szybko, że mi tchu zabrakło. Myśli moje zapalały się i gasły jak błyskawice, przeczuwałem, że stanie się cos dziwnego, ale nie byłem ani niespokojny, ani zaciekawiony, tylko zdecydowany.
Nagle zobaczyłem zdaleka fioletową gwiazdę, która szybko zaczęła się zbliżać, rosnąć, a gdy zbliżyła się na kilka kroków ode mnie — pękła, cicho rozsypując się niby rzymska świeca, na tysiące innych gwiazd fioletowych. W chwilę później ukazała się druga gwiazda, purpurowa, znowu zaczęła zbliżać się, rosnąć i znowu rozsypała się na gwiazdy purpurowe. Po niej nastąpiła gwiazda żółta, zielona, niebieska, znowu fioletowa, coraz w krótszych odstępach czasu, z coraz jaskrawszemi wybuchami. Było to nieme bombardowanie, które cały pokój zapełniło migotliwemi gwiazdami. Gwiazdy te, nie gasnąc, zaczęły wiązać się między sobą promieniami koloru żółtego, zielonego, niebieskiego, purpurowego i utworzyły sieć z drgających węzłów i nitek, które ciągle zmieniały barwę.
Uczułem delikatną woń niby perfum białej róży, a jednocześnie usłyszałem równie delikatny szept, ale nie w pokoju, tylko w mojej własnej piersi:
„— W taki sposób między sobą i przywidzeniami rozciągnie pan siatkę wrażeń realnych, od których odbiją się widziadła…” — mówił głos męski.
Aha!… — pomyślałem — więc tak wygląda siatka wrażeń realnych, o której mówił doktór?… teraz nie potrzebuję lękać się przywidzeń… mogę marzyć…
Dreszcz mną wstrząsnął, usłyszałem bowiem w saloniku głos jej… Karoliny… Siatka z różnokolorowych gwiazd i promieni rozwiała się i, pośród błękitnej mgły, ujrzałem niezapomnianą kochankę mojej duszy. Ubrana w czarną aksamitną suknię, Karolina siedziała na sofie i paliła mnie oczyma, w których głęboki smutek zdawał się walczyć z życzliwością.