Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 03.djvu/195

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gardzi wiedzą fachową i nie lubi pracować. Zresztą jest najprzyjemniejszym człowiekiem w towarzystwie.
Dyrektor mieszkał obok banku. Kiedy wszedłem do sieni, obejrzał mnie szwajcar, czy nie jestem złodziejem. W przedpokoju stary lokaj sprawdził, czy nie wyglądam na urzędnika wypędzonego z banku, który nachodzi prywatny lokal dyrektora z nieuzasadnionemi pretensjami. Nareszcie w salonie poczekalnym rzucił na mnie okiem kamerdyner, czy nie mam miny młodego człowieka, który przyszedł prosić o jakąkolwiek posadę, choćby na tysiąc rubli. Rozumie się, oddałem mój bilet i w kilka minut zostałem przyjęty.
Dyrektor leżał na szezlongu, okryty pledem. Podał mi dwa palce swojej pięknej, wypieszczonej ręki, potem wskazał krzesełko i zaczął cierpkim tonem:
— Cóżto, słyszę, że namawiają pana, ażebyś porzucił nasz bank i przeszedł do konkurenta?… Jeżeli kto, to pan nie powinienbyś tego robić!… Masz dobrą pensję, czekają cię awanse, no i nie zamęczasz się pracą… Otwarcie powiem, że jest to dla mnie bardzo niemiła niespodzianka…
— Ależ panie dyrektorze — zawołałem — daję słowo honoru, żem nawet nie pomyślał o niczem podobnem!…
Dyrektor usiadł na szezlongu.
— Nie?… — zapytał. — Nie?… A więc i na pana przyjaciele zrobili plotkę… Ale u nas jest to w porządku. Przyjaźń przyjaźnią, a plotka plotką… Ile masz pan pensji?…
— Sto osiemdziesiąt — szepnąłem, myśląc, że może dyrektor podniesie mi…
— Phi! — Sto osiemdziesiąt rubli na miesiąc… Ja, proszę pana, zaczynałem od dziesięciu rubli. Jak to teraz ludzie prędko dorabiają się, chociaż nie chcą pracować dłużej nad osiem godzin!… Ale jeżeli pan przyszedł żądać podwyżki, to pan źle trafił.
— Boże uchowaj!… Ja tylko przyszedłem prosić pana dyrektora o urlop, ponieważ doktór zalecił mi…