Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 03.djvu/092

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ravissante! — poparł go towarzysz.
Tymczasem magnetyzer i medjum wyszli z salonu do buduaru pani, zamykając za sobą drzwi. Szmer cichnął, jeszcze tylko było słychać przesuwanie krzeseł i dyskretne skrzypienie butów jakiegoś spóźnionego gościa.
— Pst! pst!...
Magnetyzer otworzył obie połowy drzwi, a obecni ujrzeli w głębi buduaru, przy niebieskawem świetle lampy, uśpionego na fotelu przyrodnika. Był on bardzo blady; lewa połowa fraka odchyliła mu się tak, że widać było kawałek białego rękawa koszuli. Magnetyzer wykonał nad jego głową jeszcze parę ruchów dopełniających i medjum zmartwiało; binokle zsunęły mu się z nosa i z cichym brzękiem spadły na kamizelkę.
Widzowie obojej płci wstrzymali dech w piersiach; jedna z wrażliwszych dam zerwała się z miejsca i uciekła z salonu, wąchając po drodze mały flakonik, a urocza siostra gospodyni zaczęła z wdziękiem ziewać, na znak, że i ona potrafiłaby ulec potędze magnetycznych fluidów. Nareszcie młody człowiek nieśmiały upuścił z hałasem swój szapoklak i uległ silnym potom, wobec czego sąsiadka zaczęła obrzucać go spojrzeniami, wyrażającemi obawę i współczucie. Im dama goręcej odczuwała jego zakłopotanie, tem on obficiej potniał, im on bardziej potniał, tem ją ogarniała większa litość. Trudno przewidzieć do czegoby doszli, gdyby uwagi obojga nie odwrócił magnetyzer, podnosząc rękę dogóry.
Posiedzenie odbywało się w języku francuskim.
— Czy możesz widzieć Paryż? — spytał magnetyzer uśpionego chemika.
— Mogę — odparło medjum z wielką pewnością. — Tylko proszę zwrócić mnie twarzą w stronę południowo-zachodnią.
Magnetyzer pomyślał, poruszył fotel w tę i ową stronę, a nareszcie ustawił go w sposób wedle swego rozumienia naj-