Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 01.djvu/230

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Widocznie ubogi to musi być młodzieniec — mruknęła staruszka — ale miły... bardzo miły i pewnie uczciwy!
Następstwa tej sentencji były dla Kurdybanowicza bardzo ważne: dostał bowiem za dwa ruble pokoik umeblowany jak cacko i w dodatku kilka obrazków świętych. Niezależnie od tego, prezesowa kazała, aby mu stróż codzień zamiatał mieszkanie, i aby głucha służąca, zamiast gorącej wody, nosiła mu z rana kawę z dwoma bułkami, a wieczór herbatę z taką samą ilością pieczywa.
Ludzie zwykli chełpiliby się podobnemi czynami, lecz zacna staruszka nie myślała nawet o nich. Przecież w książce p. t.: „Wielbij, duszo moja, Pana!“ stało najwyraźniej, aby karmić głodnych i podróżnych w dom przyjmować. No, a taki tam przecież kancelista z powiatu miał się gorzej, aniżeli stu głodnych i drugie tyle podróżnych!
W niedługi czas potem wypadło nabożeństwo żałobne za duszę ś. p. prezesa. Staruszka, jak zwykle pojechawszy do kościoła, zasiadła w ławce i nie widząc, nie słysząc, co się dzieje dokoła, utonęła w modlitwie. Nabożeństwo skończyło się, ludzie wyszli, a prezesowa była dopiero w połowie „Kanonu“, gdy nagle usłyszała jakiś głos. Ktoś klęczał prawie przy jej nogach i mruczał:
— O dobry Boże! wynagródź też panią prezesowę Tupalską za to, że biednego sierotę przygarnęła, za wszystko, co dla mnie już zrobiła, i za to, co jeszcze zrobi. Nieboszczykowi zaś Tupalskiemu wieczne odpoczywanie...
Zdumiona nad wszelki wyraz staruszka przyłożyła binokle do oczu, lecz nie mogąc nic dojrzeć, spytała:
— A kto to się tak modli?
— To ja, pani dobrodziejko, Kurdybanowicz... Bardzo przepraszam, jeżelim w modlitwie roztargnienie zrobił, ale nie uważałem.
Ponieważ prezesowa nie uważała nigdy i na nikogo, objaśnienie to więc wydało się jej bardzo naturalne. Przytem sam