Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/411

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Bo widzi pan, ta wiara chroni człowieka od rozpaczy. Ja naprzykład rozumiem, że ani sam nie będę już tak szczęśliwy, jakbym mógł być kiedyś, ani jej nie dam zupełnego szczęścia. Jedyną zaś pociechę mam w tej myśli, że spotkamy się na innym, lepszym świecie, gdzie oboje będziemy młodzi. Przecież ona — dodał zadumany — będzie i tam należała do mnie, gdyż Pismo św. uczy: „co zwiążecie na ziemi, będzie związane w niebie...“ Pan może nie wierzy w to, tak jak i Ochocki; niech pan jednak przyzna, że... czasem... wierzy pan i wcale nie dałby pan słowa, że tak nie będzie?...
Zegar za ścianą wybił północ; baron zerwał się wylękniony i pożegnał Wokulskiego. W kilka minut później, jego zanoszący się kaszel było słychać w drugim końcu oficyny.
Wokulski otworzył okno. Przy kuchni piały ogromnemi głosami koguty kałukuckie, w parku kwilił puszczyk; na niebie urwała się jedna gwiazda i spadła gdzieś za drzewami. Baron wciąż kaszlał.
„Czy wszyscy zakochani są tak ślepi jak on? — myślał Wokulski. — Bo dla mnie, i chyba dla każdego tutaj, jest jasne, że ta panna wcale go nie kocha. Może nawet kocha Starskiego?...“
„Nie rozumiem jeszcze sytuacyi — ciągnął dalej — ale najprawdopodobniej jest tak: panna idzie zamąż dla pieniędzy, a Starski swemi teo-