Przejdź do zawartości

Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/362

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jeszcze miałbyś odpowiadać za ich występki?... To oni winni, oni, że twoje serce, zamiast śpiewać, jęczało jak dzwon rozbity.
Położył się na kanapie i znowu myślał:
„Szczególny kraj, w którym od tak dawna mieszkają obok siebie dwa całkiem różne narody: arystokracya i pospólstwo. Jeden mówi, że jest szlachetną rośliną, która ma prawo ssać glinę i mierzwę, a ten drugi albo przytakuje dzikim pretensyom, albo niema siły zaprotestować przeciw krzywdzie.“
„A jak się to wszystko składało na uwiecznienie monopolu jednej klasy i zdławienie w zarodku każdej innej! Tak silnie wierzono w powagę rodu, że nawet synowie rzemieślników i handlarzy, albo kupowali herby, albo podszywali się pod jakieś zubożałe rody szlachetne.“
„Nikt nie miał odwagi nazwać się dzieckiem swoich zasług, a nawet ja, głupiec, wydałem kilkaset rubli na kupno szlacheckiego patentu.“
„I ja miałbym tam wracać?... Poco?... Tu przynajmniej mam naród żyjący wszystkiemi zdolnościami, jakiemi obdarowano człowieka. Tu naczelnych miejsc nie obsiada pleśń podejrzanej starożytności, ale wysuwają się naprzód istotne siły: praca, rozum, wola, twórczość, wiedza, nawet piękność i zręczność, a nawet choćby szczere uczucie. Tam zaś praca staje pod pręgierzem, a tryumfuje rozpusta! Ten, kto dorabia się majątku, nosi ty-