Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/247

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

żółtawą twarz i zaczerwienione oczy pani baronowej. Rządca i ja podnieśliśmy się z krzeseł, Maruszewicz cofnął się wgłąb drugiego pokoju i widocznie wyszedł innemi drzwiami, a pani baronowa zawołała gniewnie:
— Marysia!... Marysia!...
Wbiegła dziewczyna w białym jak wyżej czepeczku, w ciemnej sukni i białym fartuchu. W ubraniu tem wyglądałaby na dozorczynię chorych, gdyby jej oczy nie rzucały zawiele iskier.
— Jak mogłaś wprowadzić tu tych panów? — zapytała ją baronowa.
— Pani przecie kazała prosić...
— Głupia... precz!... — syknęła baronowa. Następnie zwróciła się do nas:
— Czego pan chce, panie Wirski?
— Pan Rzecki jest plenipotentem właściciela domu — odparł rządca.
— A, a!... To dobrze... — mówiła baronowa, powoli wchodząc do salonu, i nie prosząc nas, ażebyśmy usiedli. Rysopis tej damy: czarna suknia, żółtawa twarz, sinawe usta, zaczerwienione z płaczu oczy i włosy gładko uczesane. Skrzyżowała ręce na piersiach, jak Napoleon I. i patrząc na mnie rzekła:
— A, a, a!... To pan jest plenipotentem, zdaje mi się, że pana Wokulskiego... Czy tak?... Niechże mu pan powie, że albo ja wyprowadzę się z tego