Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom1.djvu/227

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

miele jęzorem, że wolałbym, mówię ci, słuchać bateryi austryackich armat, aniżeli jej trajkotu. Co mi pomoże smarowaniem, to mi zepsuje gadaniem... A maszże pieniądze? — spytał po chwili.
— Znajdę z kilkaset złotych.
Wuj Raczek kazał zamknąć drzwi mieszkania (ciotki w domu nie było) i sięgnąwszy pod poduszkę, wydobył ztamtąd klucz.
— Naści — rzekł — otwórz ten kufer, skórą obity. Będzie tam naprawo skrzyneczka, a w niej kieska. Podaj mi ją...
Wydobyłem kieskę grubą i ciężką. Wuj Raczek wziął ją do ręki i wzdychając, odliczył piętnaście półimperyałów.
— Weź te pieniądze — mówił — na drogę i jeżeli masz jechać, to jedź... Dałbym ci więcej, ale może i na mnie przyjść pora... Zresztą trzeba zostawić coś babie, żeby sobie, wrazie wypadku, znalazła drugiego męża...
Pożegnaliśmy się, płacząc. Wuj aż dźwignął się na łóżku i odwróciwszy mnie twarzą do świecy, szepnął:
— Niech ci się jeszcze przypatrzę... Boto, mówię ci, z tego balu nie każdy wraca... Wreszcie i ja sam jużem człek nie dzisiejszy, a humory, mówię ci, zabijają prawie tak, jak kule...
Wróciwszy do sklepu, mimo spóźnionej pory, rozmówiłem się z Janem Minclem, dziękując mu za obowiązek i opiekę. Ponieważ od roku już ga-