Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom1.djvu/226

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mnie ogarnęły wątpliwości i niepokoje, po zamknięciu sklepu szedłem do wuja Raczka i opowiadałem co mnie trapi, prosząc, ażeby poradził mi, jak ojciec.
— Wiesz co — odpowiadał wuj, uderzając się pięścią w chore kolano — poradzę ci, jak ojciec. Chcesz, mówię ci... to idź, a nie chcesz, mówię ci... to zostań...
Dopiero w lutym roku 1848, kiedy Ludwik Napoleon już był w Paryżu, ukazał mi się jednej nocy nieboszczyk ojciec, tak, jak widziałem go w trumnie. Surdut zapięty pod szyję, kolczyk w uchu, wąs wyszwarcowany (zrobił mu to p. Domański, ażeby ojciec bylejako nie wystąpił na boskim sądzie). Stanął we drzwiach mojej izdebki we front i rzekł tylko te słowa:
— Pamiętaj, wisusie, czegom cię uczył!...
Sen mara — Bóg wiara, myślałem przez kilka dni. Ale już sklep mi obrzydł. Nawet do ś. p. Małgosi Pfeifer straciłem skłonność i ciasno zrobiło mi się na Podwalu, tak, żem nie mógł wytrzymać. Poszedłem znowu do wuja Raczka po radę.
Pamiętam, leżał akurat w łóżku, nakryty pierzyną mojej ciotki i pił gorące ziółka na poty. Gdy mu zaś opowiedziałem cały interes, rzekł:
— Wiesz co, poradzę ci, jak ojciec. Chcesz — idź, nie chcesz — zostań. Ale ja, gdyby nie podłe moje nogi, dawnobym już był zagranicą. Bo i twoja ciotka, mówię ci — tu zniżył głos — tak okrutnie