Strona:PL Bolesław Prus - Kłopoty babuni.djvu/037

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie się jego pochlebiało mi nawet: wiedząc bowiem, że wszyscy ludzie niepospolitego umysłu najskuteczniej pracują w nocy, byłem prawie pewien, że znakomity wynalazca nowej metody pedagogicznej, pod moim dachem, a co ważniejsza w mojem bezpośredniem sąsiedztwie, spłodzi coś takiego, co stanie się dobrodziejstwem dla społeczeństwa, pomnikiem wiekuistej sławy dla autora i wkońcu niemałą chlubą dla mnie.
Aby ułatwić czytelnikowi zrozumienie dalszego ciągu wypadków, zrobimy dwie małe uwagi, odnoszące się do rozkładu pokojów.
Primo. Z sypialni, zajmowanej przez majorowę, szło się do jadalni, później do sieni, stamtąd do sali, a następnie do kancelarji, w której ja kwaterowałem.
Secundo. Z sali, gdzie spał Postępowicz, wychodziło się na dziedziniec dwoma drogami: albo przez sień i ganek, albo przez kancelarją. Drzwi od ganku były zamknięte.
A teraz ciąg dalszy.
Wędrówka po sali znudziła widać pedagoga, spróbował zatem wyjść przez sień i ganek na podwórze; zastawszy jednak drzwi zamkniętemi, wrócił i po raz może dziesiąty legł na kanapie. Ale pragnienie szerszych widnokręgów przemogło widać nad potrzebą spoczynku, wstał bowiem znowu i, wypowiadam to z całem uznaniem, należnem jego delikatności, jak najciszej przemknął się przez kancelarją. Wierny roli gospodarza domu chrapałem jak zarznięty, po wyjściu zaś literata, sądząc, że ten zapewne dłuższy czas zachwycać się będzie pięknemi widokami natury, stanowczo już pomyślałem o spaniu.
Czytelnicy w wieku poważniejszym! Wy, którzyście już pozbyli się marzeń i niepokojów młodości, tak szkodliwie oddziaływających na zdrowie; wy, dla których krew istnieje poto, aby odżywiać, nie zaś aby wypalać organizm; wy, szczęśliwi posiadacze miękkich materaców, ciepłych szlafroków i higjenicznych pantofli, — powiedzcie, czy zna z was który