Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 03.djvu/249

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Na ulicach Memfisu stronnictwo kapłańskie ogłasza, że...
— Że co?... mów śmiało — wtrącił faraon.
— Że wasza świątobliwość jesteś obłąkany, że nie masz święceń arcykapłańskich, ani nawet królewskich, i że... można złożyć was z tronu...
— Tego właśnie obawiałam się — szepnęła królowa.
Faraon zerwał się z fotelu.
— Tutmozisie! — zawołał głosem, w którym było czuć odzyskaną energję. — Bierz wojska, ile chcesz, idź do świątyni Ptah i — przyprowadź mi Herhora i Mefresa, oskarżonych o wielkie zdrady. Jeżeli usprawiedliwią się, powrócę im moją łaskę; w razie przeciwnym...
— Czy zastanowiłeś się?... — przerwała królowa.
Tym razem oburzony faraon nie odpowiedział jej, a dostojnicy poczęli wołać:
— Śmierć zdrajcom!... Od kiedyż to w Egipcie faraon ma poświęcać wierne sługi dla wyżebrania sobie łaski nikczemników!...
Ramzes XIII-ty wręczył Tutmozisowi paczkę listów Herhora do Asyrji i rzekł uroczystym głosem:
— Aż do uśmierzenia buntu kapłanów, przelewam moją władzę na osobę naczelnika gwardji, Tutmozisa. Teraz jego słuchajcie, a ty, czcigodna matko, do niego zwracaj się ze swemi uwagami.
— Mądrze i sprawiedliwie czyni pan!... — zawołał wielki pisarz. — Faraonowi nie wypada borykać się z buntem, a brak energicznej władzy może nas zgubić.
Wszyscy dostojnicy schylili się przed Tutmozisem. Królowa Nikotris z jękiem upadła synowi do nóg.
Tutmozis, w towarzystwie jenerałów, wyszedł na dziedziniec. Kazał uformować się pierwszemu pułkowi gwardji i rzekł: