Przejdź do zawartości

Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 03.djvu/194

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Niebawem ukazał się, niesiony w lektyce, jego świątobliwość Ramzes XIII-ty, wobec którego delegaci upadli na ziemię. Gdy pan obu światów zasiadł na wysokim tronie, pozwolił wstać i zająć miejsce na ławach swoim wiernym poddanym. Poczem weszli i zasiedli na niższych tronach arcykapłani Herhor, Mefres i — dozorca Labiryntu ze szkatułką w rękach. Świetny orszak jenerałów otoczył faraona, poza którym dwaj wyżsi urzędnicy stanęli z wachlarzami z piór pawich.
— Prawowierni Egipcjanie! — odezwał się władca obu światów. — Wiadomo wam, że mój dwór, moje wojsko i moi urzędnicy znajdują się w potrzebie, której zubożały skarb wydołać nie może. O wydatkach na moją świętą osobę nie mówię, gdyż jadam i ubieram się jak żołnierz, a każdy jenerał lub wielki pisarz ma więcej służby i kobiet, aniżeli ja.
Między zebranymi odezwał się szmer potakujący.
— Dotychczas było we zwyczaju — ciągnął Ramzes — że, gdy skarb potrzebował funduszów, nakładało się większe podatki na pracujące pospólstwo. Ja jednak, który znam mój lud i jego nędzę, nietylko nie chciałbym go na nowo obciążać, ale jeszcze radbym mu udzielić pewnych ulg...
— Żyj wiecznie, panie nasz! — zawołano z kilku niższych ławek.
— Na szczęście dla Egiptu — mówił faraon — państwo nasze ma skarby, zapomocą których można podźwignąć amję, wynagrodzić urzędników, obdarzyć lud, a nawet spłacić wszystkie długi, jakie winniśmy bądź świątyniom, bądź Fenicjanom. Skarb ten, zebrany przez pełnych chwały przodków moich, leży w piwnicy Labiryntu. Lecz może być naruszony tylko wówczas, jeżeli wy wszyscy prawowierni, jednomyślnie jak jeden mąż, uznacie, że Egipt jest w potrzebie, a ja, pan, mam prawo rozporządzać skarbami moich poprzedników...
— Uznajemy!... Błagamy, ażebyś wziął, panie, ile potrzeba!... — wołano ze wszystkich ław.