widywał Ramzesa, cóż musiało dziać się w sercach ludzi obcych?... Najgorliwsi stronnicy faraona i jego zamiarów mogli zachwiać się, słysząc ze wszystkich stron, że władca jest obłąkanym.
Był to pierwszy cios, zadany Ramzesowi XIII-temu przez kapłanów. Drobny sam w sobie, pociągał nieobrachowane skutki.
Tutmozis nietylko wahał się, ale i cierpiał. Pod lekkomyślnemi pozorami miał on charakter szlachetny i energiczny. Więc dziś, kiedy godzono na cześć i władzę jego pana, Tutmozisa gryzła bezczynność. Zdawało mu się, że jest komendantem twierdzy, którą podkopuje nieprzyjaciel, a on patrzy na to bezczynny!...
Myśl ta tak dręczyła Tutmozisa, że pod wpływem jej wpadł na śmiały pomysł. Mianowicie, spotkawszy raz arcykapłana Sema, rzekł mu:
— Wasza dostojność słyszałeś pogłoski, jakie krążą o naszym panu?...
— Faraon jest młody, więc mogą o nim krążyć bardzo rozmaite plotki — odparł Sem, dziwnie patrząc na Tutmozisa. — Ale sprawy takie nie do mnie należą: zastępuję jego świątobliwość w służbie bogów, spełniam to, jak umiem najlepiej, o resztę nie dbam.
— Wiem, że wasza dostojność jesteś wiernym sługą faraona — mówił Tutmozis — i nie mam zamiaru mieszać się do kapłańskich tajemnic. Muszę jednak zwrócić waszą uwagę na jeden drobiazg...
Oto dowiedziałem się z pewnością, że święty Mefres przechowuje niejakiego Lykona, Greka, na którym ciążą dwa występki: jest on mordercą faraonowego syna i — jest zanadto podobny do jego świątobliwości...
Niech więc dostojny Mefres nie ściąga hańby na czcigodny stan kapłański i czem prędzej wyda mordercę sądom. Jeżeli bowiem my znajdziemy Lykona, przysięgam, że Mefres utraci
Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 03.djvu/189
Wygląd
Ta strona została skorygowana.