Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 03.djvu/188

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nymi kapłanami... A wtedy co?... Bo ja myślę — dodał, zbliżywszy usta do ucha Tutmozisowi — bo ja myślę, że byłby to koniec dynastji.
— Więc co robić?...
— Ciągle jedno! — zawołał Antef. — Znajdź owego Lykona, dowiedź, że Mefres i Herhor ukrywali go i kazali mu udawać obłąkanego faraona... To możesz zrobić, jeżeli chcesz utrzymać łaskę pana. Dowodów, jak najwięcej dowodów!... U nas nie Asyrja, arcykapłanów bez najwyższego sądu krzywdzić nie można, a żaden sąd nie skaże ich bez namacalnych dowodów!...
Gdzie masz zresztą pewność, że faraonowi nie podsunięto jakiejś odurzającej trucizny?... Przecie to byłoby prostsze, aniżeli wysyłanie po nocy człowieka, który nie zna ani haseł, ani pałacu, ani ogrodu... Mówię ci: o Lykonie słyszałem z pewnych ust, bo od Hirama. Ale nie rozumiem, w jaki sposób Lykon mógłby w Tebach wyprawiać takie dziwy.
— Ale, ale!... — przerwał Tutmozis. — A gdzie jest Hiram?
— Zaraz po waszem weselu pojechał ku Memfisowi, a w tych dniach był już w Hiten.
Tutmozis znowu zakłopotał się.
„Tej nocy — myślał — kiedy do Eunany przyprowadzono nagiego człowieka, faraon mówił, że idzie zobaczyć się z Hiramem. A ponieważ Hirama nie było w Tebach, więc co?... Więc jego świątobliwość, już o tej godzinie, sam nie wiedział, co mówi!“
Tutmozis wrócił do siebie oszołomiony. Już nietylko nie pojmował: co robić w tem niesłychanem położeniu, ale nawet — co o niem myśleć? O ile bowiem w rozmowie z królową Nikotris był pewny, że w ogrodach ukazywał się Lykon, wysłany przez arcykapłanów, o tyle dziś — jego wątpliwości rosły.
A jeżeli tak było z Tutmozisem, ulubieńcem, który ciągle