Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 04.djvu/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ale kto ona jest i czego chce? — spytała Madzia. — Ja nigdy nie słyszałam podobnego nazwiska...
— Mówi — ciągnęła pani Burakowska — że u niej od maja mieszka jakaś... panna, bardzo biedna...
— Może Stella?... — wykrzyknęła Madzia, uderzając się w czoło.
— Właśnie mieszka u niej panna Stella — mówiła pani Burakowska szczególnym tonem. — Mieszka, ale już od dwóch tygodni nie płaci i jest prawie konającą. Ta pani Turkawiec chciała ją oddać do szpitala... Wówczas jej lokatorka i pacjentka, bojąc się szpitala, wysłała ją do pani, do pałacu Solskich...
— Muszę natychmiast pójść... — rzekła Madzia.
— Sama?... — spytała gospodyni. — Pani Turkawiec jest... akuszerką — dodała cicho.
— Ach, wszystko mi jedno! — odparła rozgorączkowana Madzia. — Więc ona taka chora... więc tam taka bieda!... Ileż winna tej pani!...
— Winna jest osiem rubli, a bieda taka, że już niema za co kupić pół kwarty mleka, ani usmażyć kawałka polędwicy. Felczer, który z litości leczy chorą, kazał jej pić wino...
— Idę natychmiast — przerwała Madzia. — Może mi pani zmieni dwadzieścia pięć rubli na drobne... Mój Boże! skąd ja dostanę wina dla tej biedaczki?...
W tej chwili otworzyły się uchylone drzwi i na korytarz wszedł pan Pasternakiewicz.
— Czystego wina — rzekł — dostanie pani u Fukiera, u Krzymińskiego, u Lesisza... Jeżeli jednak pani pozwoli, ja tymczasem mogę służyć butelką i... odprowadzę panią tam...
— Owszem — prędko odparła Madzia. — O wino, jeżeli pan łaskaw, proszę, ale tam — pójdę sama... Jest to blisko od nas i chora może krępowałaby się...
Wnet pani Burakowska zmieniła dwadzieścia pięć rubli, a pan Pasternakiewicz, z eleganckim ukłonem, wręczył Ma-