Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 04.djvu/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dzi butelkę dobrego wina, które ocenił na trzy ruble i, jako człowiek pięknie wychowany, przyjął zapłatę.
W kwadrans później Madzia znalazła się w ulicy, wskazanej na bilecie pani Turkawiec.
Był to pusty zakątek, w którym najwięcej ruchu sprawiały goniące się psy. Przeważały tu parkany, gdzie niegdzie opatrzone napisem: „Plac do sprzedania.“ Wznosiło się jednak i parę kamienic, tudzież, otoczony zębatym murem, pałacyk w stylu warszawskiego renesansu.
Pani Turkawiec mieściła się na facjatce drewnianego domku, który miał ściany czekoladowe, ramy okien białe, brudnożółtą bramę i zielone okiennice. Na dole był sklepik, mieszkał szewc i dorożkarz; przy bramie jaśniała tablica z napisem: „Akuszerka na pierwszem piętrze“.
Z wielkim strachem, po schodach, przypominających zepsutą drabinę, Madzia wdrapała się na facjatkę i, oko w oko, spotkała się z damą, ubraną w krótką spódniczkę i lekki kaftanik.
— Czy zastałam panią Turkawiec?
— Ja jestem... A do kogo panienka?... Bo u nas przedewszystkiem sekret...
— Pani szukała mnie dzisiaj... Zdaje się, że tu mieszka panna Stella?...
— Tu... tu!... Mieszka, ale nie płaci... do szpitala iść nie chce, a lada dzień zamrze mi... — mówiła pani Turkawiec. — Takie są moje zarobki!... Piętnaście rubli miesięcznie, wszelkie wygody, sekret jak na świętej spowiedzi i jeszcze nie płacą...
— Ileż ona winna pani?... — spytała Madzia.
— Proszę pani osiem rubli... A za umieszczenie dziecka, a felczerowi, który wart jest dziesięciu doktorów, a moja fatyga, co latam za panienką już dwa dni...
Lamentująca w ten sposób, pani Turkawiec nie wyglądała na złą kobietę. Madzia wręczyła jej dziesięć rubli, za co czci-