Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 03.djvu/177

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Panna Edyta schwyciła ją w objęcia i tuląc do serca, mówiła cicho, ciszej, aniżeli szelest skrzydeł motylich:
— Wybornie... cudownie postawiłaś się, drogie dziecię, wobec pana Stefana i ich wszystkich... Oszaleje... straci rozum!... Tak ciągle postępuj: niczego nie żądaj, wszystko przyjmuj chłodno, obojętnie, jakbyś robiła łaskę... Tym sposobem zdobędziesz niezachwiane stanowisko...
Dajże mi twego rozkosznego buziaka i... pamiętaj o moich radach!...
To powiedziawszy, dama do towarzystwa wymknęła się z pokoju, w sposób równie tajemniczy, jak do niego weszła.