Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 03.djvu/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Solski zająknął się, lecz po chwili mówił dalej:
— Jeżeli projekt ten uda się, moja siostra będzie miała udział w utworzeniu szlachetnej instytucji... Spełni dobry czyn, obywatelski... Ona to rozumie i czuje się bardzo szczęśliwą... Ani ciotka, ani ja nigdy nie widzieliśmy jej tak uradowanej.
Wszystko to zawdzięczamy pani — ciągnął Solski. — Zagranicą lekarze przepowiadali Adzie ciężką chorobę nerwową, jeżeli nie znajdzie celu w życiu... No i pani wprowadziła ją na tę drogę... Ada będzie szczęśliwa, a my — spokojni o nią. Wszystko to dzięki pani, która stajesz się opiekuńczym aniołem tego domu...
Madzia słuchała bez tchu, nie śmiejąc spojrzeć na niego.
— Dziękuję pani, dziękuję... — rzekł, mocno ściskając jej rękę.
— Ale nie przypuszczałam, że panna Brzeska jest tak gorącą apostołką emancypacji — wtrąciła ciotka Gabrjela.
— Ja?... — spytała Madzia.
— Ludzie mówili to zawsze, a fakta choćby dziś... Powiedz, Edyto — zwróciła się ciotka do swej panny do towarzystwa — czy nie słyszeliśmy, że panna Brzeska jest zapaloną emancypantką?
— Ależ tak — potwierdziła panna. — Tak utrzymuje cała Warszawa...
— Mniejsza o to — przerwał Solski. — Jeżeli takiemi są emancypantki, a choćby tylko trzecia część ich, zapisuję się do ich stronnictwa. Mam jednak z panią inny rachunek — zwrócił się do Madzi. — Wczoraj zrobiła pani przykrość mojej siostrze... Pani wie, o czem mówię... Otóż mamy prośbę do pani. Ile razy ktoś z bliskich, albo choćby tylko znajomych pani, będzie potrzebował zajęcia, czy poparcia, niech pani zrobi nam zaszczyt i najpierwej — zwraca się z żądaniem o pomoc do siostry, albo do mnie...
— Proszę pana, czy ja mogę robić coś podobnego?... —