Strona:PL Bolesław Prus - Dzieci.djvu/173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy obudził się, był już wielki ranek, i kawa czekała na niego. Około południa przyszedł gajowy Łochowski i zameldował, że opowiadali mu Żydkowie, jakoby stało się coś niedobrego w Żelaznych Hutach. Po obiedzie zaś przyjechał chłopak z Żelaznych Hut i oddał Świrskiemu list, w którym kasjer fabryki nakreślił te słowa:

Sekretarz zabity — piec wielki zgaszony — strajk...

Kazimierz wybiegł na dziedziniec i oburącz schwycił za ramiona posłańca.
— Co się u was dzieje?... — spytał zdławionym głosem.
— Nic, proszę pana... — odpowiedział wylękniony chłopak.
— Czy prawda, że zabili sekretarza?...
— Ści prowda... Ale to było zapowiedziane. I piec zgasiły, bo też było zapowiedziane.
Świrski stał bez ruchu; chwilami zdawało mu się, że z głowy uciekły mu wszystkie myśli, to znowu czuł taki napływ pytań, obrazów, przewidywań, że zaczął obawiać się o swój rozum.
Sekretarz... sekretarz nie żyje!... Ten, który zachęcał robotników do nauki i zakładania stowarzyszeń, ten, który cieszył się ich zaufaniem... Ten sam, któremu on, Świrski, prawie zaręczył bezpieczeństwo!...
A jeżeli taki człowiek został zabity, więc kto dzisiaj będzie pewien życia? A jeżeli wszyscy stracą poczucie pewności, co stanie się z narodem?
Świrski czytał kiedyś, że jednem z najbardziej demoralizujących zjawisk natury jest trzęsienie ziemi. Okropną ma być owa utrata wiary w stałość gruntu, po którym chodzimy, na którym mieszkamy, który dotychczas wydawał się czemś najstalszem i najpewniejszem!... Podobnych uczuć doznawał on sam w tej chwili. I dotychczas wiedział i rozumiał, że w społeczeństwie można być obdartym, skrzywdzonym, zabi-