Strona:PL Bolesław Prus - Drobiazgi.djvu/194

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

skać pana Kajetana Dryndulskiego, słowem — złożyć hołd wszystkim miejscowym znakomitościom i, co najważniejsze, z pośród powiatowych piękności wybrać dozgonne towarzyszki życia.
Jak wyżły za ptactwem, tak zadyszani, lecz zawsze poważni ojcowie rodzin biegali za Żydkami, celem wyciśnięcia z nich niewielkich sumek pieniężnych na cały szereg mających nastąpić zebrań uroczystych. Dbałe o przyszłość córek matki wypytywały się przedewszystkiem o cyfrę przybyłych, a następnie o to, czy proceder doktora filozofji zapewnia dostateczne utrzymanie. A córki?... Córki nie troszczyły się ani o cyfry, ani o procedery, lecz myślały tylko o tem, aby arcykapłanom wiedzy i sterownikom ogólno-ludzkiej nawy, ze skarbnicy swych serc i umysłów dziewiczych, przedstawić jak największą ilość fizycznych i duchowych klejnotów.
Hotel „pod Bykiem“ był literalnie oblężony. Inteligencja w cylindrach i czapkach, z laskami, parasolami i piórkami do zębów, gapiła się na czcigodny zajazd tak, jakby ściany jego, na podobieństwo szerści klaczy z Mikułowic, posiadały własność wydawania światła. Odczytywano bardzo udatny wiersz pana K. Dryndulskiego, w którym utalentowany ten, lubo mało znany światu pisarz streścił (na podstawie pięćdziesięciu tomów za pięć rs.) swój pogląd na zeszłe, teraźniejsze i przyszłe stanowisko filozofji. Kilku ludzi poważniejszych rozprawiało o bezświadomości z tak dokładnem zrozumieniem rzeczy, jakby przez całe życie nie wychodzili poza obręb tego interesującego psychicznego stanu. Mniej obeznani z filozofją, poezją i bezświadomością mówili o tem, że okna znakomitych podróżnych wychodzą na podwórze, że znajdują się tuż obok rynny do wylewania pomyj i że w jednem z nich widać lichtarz, w drugiem zaś jakieś płócienne efekta formy nader wątpliwej. Entuzjaści chcieli własnemi oczyma zobaczyć lichtarz i płótno, i pod pozorem niecierpiących zwłoki interesów osobistych, co parę minut wbiegali na podwórze.