Strona:PL Bolesław Prus - Drobiazgi.djvu/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sku, że trzymanie złożonej rękawiczki stosowne jest dla mężczyzny tylko między dwudziestym a trzydziestym rokiem.
Pomimo tych uwag, nie wiem jak długo jeszcze decydowałbym się na kupno laski, gdyby nie okoliczność, że — zostałem członkiem Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami.
„Jużci — pomyślałem — zwierząt nie można protegować bez kija.“ — I postanowiłem kupić sobie ów kij z główką murzyna.
Nie wiem dlaczego, wchodząc do sklepu tokarza, uczułem nieco przyśpieszoną pulsacją. Spoglądam za kontuar — niema pięknej sklepowej; miejsce jej zajmuje jakiś zatabaczony jegomość w okrągłych okularach. Patrzę na okno... Niema mego murzynka!...
— Gdzie pan ma tę laskę z głową murzyna? — spytałem tokarza. — Chcę ją kupić.
— Murzyna? — spytał. — A to dziwny traf! Niema kwadransa, jak kupił go jakiś pan. Ale znajdę dla pana dobrodzieja coś stosowniejszego: kij z dużą gładką gałką...
— Dziękuję panu — odparłem i opuściłem sklep prawie z żalem.
Już mi nawet laski zaczynają porywać z przed nosa!
Co pan jednak powiesz?... Przechodzę obok sklepu na drugi dzień i — w oknie widzę znowu mego murzynka. Pochylił się tak, że o mało nie rozbił szyby głową, i zdawał się szeptać do mnie z najwyższym niepokojem:
— Chodźże tu prędko, bo mnie jeszcze kto złapie...
Naturalnie wpadłem do sklepu, wołając:
— Jest murzyn!...
— A jest — odparł tokarz — i co za dziwny traf! Wczoraj, w pół godziny po pańskiem wyjściu ze sklepu, ten pan, który kupił murzyna, odniósł go napowrót i wymienił na kij z dziobem żórawia.
— Co kto lubi — odparłem. — Ileż pan chce za tego djabła?