Strona:PL Bolesław Prus - Drobiazgi.djvu/158

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zamiast gałki — rzeźbioną główkę murzyna. Prawdziwego murzyna z czarną cerą, białemi zębami, ciemno-wiśniowemi wargami, a nadewszystko — ze szklanemi oczyma, które, lubo trochę rozbiegnięte, zdawały się mieć pozór życia i myśli.
Otóż, w chwili gdy podniosłem rękę do kapelusza, aby ukłonić się pięknej sklepowej, spostrzegłem ze zdumieniem, iż rzeźbiony na lasce murzyn patrzy mi w oczy i — śmieje się na całe gardło. Przechylił się wtył, jakby miał upaść, szeroko otworzył grube usta i śmiał się ze mnie, no, ale tak, że gdyby był żywym człowiekiem, choćby murzynem, musiałbym zażądać od niego wyjaśnień.
Nim otrząsnąłem się z przykrego wrażenia i przypomniałem sobie, że bądź co bądź jest to tylko rzeźbiona laska, sklepowa znikła.
Od tej pory często przechodziłem obok sklepu. Nieznajomej już w nim nie było, ale zato kij z gałką w formie murzyna nabierał coraz więcej życia i wyrazu. Niekiedy zdawało się, że pochylony na prawo, rozmawia z laską, mającą na wierzchołku głowę starca. Innym razem, pochylony na lewo, zdawał się drwić z kija, zakończonego końskiem kopytkiem. Czasami zwracał grube wargi do zawieszonej obok cygarnicy, jakby chciał zaciągnąć się dymem papierosa. A kiedyindziej znowu zdawało się, że — mnie poznaje.
Wówczas, albo pochylał się do mnie, jakby kłaniając się, albo przykładał usta do szyby (może chciał mnie pocałować?), albo obrażony moją dla niego obojętnością, stał sztywnie i patrzył gdzieś na drugą stronę ulicy.
Nigdy nie używałem laski; idąc, trzymałem zwykle w prawej ręce rękawiczkę, i to mi wystarczało. Jednakże około sześćdziesiątego roku życia przyszła mi chęć sprawienia sobie kija. Nie dlatego bynajmniej, ażeby się podpierać, bo tego nawet dziś nie potrzebuję, ale — uważałem, że z kijem w ręku będę wyglądał poważniej. Doszedłem nawet do wnio-