Strona:PL Bolesław Prus - Drobiazgi.djvu/066

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Co się panu stało, panie Karolu? — spytała nagle Radczyni — pan masz mankiet zakrwawiony?...
— No, no... chodźmy, chodźmy!... — zrzędził Radca. — Kto spadł w takim pędzie z karuzeli, ten mógł sobie całą nawet koszulę zakrwawić...
Nikt nie wątpił o słuszności tego objaśnienia, bo i z jakiej racji miał wątpić? Lecz dlaczego rumiana zwykle twarz pana Karola staje się teraz trupio bladą?... Czy może pan Karol jest zbyt wrażliwym na błyskawice i grzmoty, coraz częściej po sobie następujące — a może myśli, że i teraz jeszcze na pewnym szmaragdowym pagórku leży jakiś człowiek z bladą twarzą i zaciśniętemi pięściami?...
Wśród gwaru tłoczących się gości, znajomi nasi zdobyli łódkę i opuścili Kępę. Ujechawszy kilkanaście kroków, widzieli oni u brzegu inne czółno, którego weseli pasażerowie dysputowali z sobą bardzo krzykliwie i tytułowali się bardzo poufale. Oho!... nie koniec na tem, widać bowiem spadający w wodę kapelusz, za którym skacze najprzód jeden mężczyzna, za nim drugi, a podczas gdy pierwszy usiłuje wejść na statek, wśród klątw i śmiechów przybywa im do towarzystwa jakaś dama...
Fiu! fiu! teraz słychać nawet oklaski: jeden... drugi, i otóż rozpoczyna się rzęsiste brawo, w którem przyjmują udział ręce kilku osób i fizjognomje kilku innych...
Ale płynący znajomi nasi prawie że nie zważają na tę rozrywkę bliźnich, pozostałych na brzegu, bo błyskawice świecą i grzmoty huczą ze wszech stron. To też pełen godności Radca i majestatyczna Radczyni modlą się gorliwie, biedna Mania ledwie hamuje łzy, a wykwintny Karol?...
Wykwintny Karol, siedząc na brzegu łodzi i drżąc na całem ciele, ostrożnie wydobywa z kieszeni duży składany nóż i... puszcza go w wodę!...
— Panie!... — woła ktoś siedzący z tyłu — panu coś wypadło... Czy nie klucz?...