Strona:PL Bolesław Prus - Drobiazgi.djvu/032

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jakto niema? Ja dżysz muszę gospodarzowi zapłaczić...
— Nie przeszkadzaj! „Z oczu i nozdrzy dzielnego bieguna sypały się iskry; pędził jak wiatr, gdy wtem dopadła go wilczyca i urwała mu ogon. Lunął potok krwi...“
— Jakże będzie, proszę pana redaktora?
— Nie dostaniesz teraz nic; nie przeszkadzaj!
— To ja zaczekam.
— Nie czekaj, powiadam ci...
— Kiedy ja nie mogę, proszę pana, ja muszę dżysz dostacz szedem rubli...
Redaktor z pochmurnego zrobił się majestatyczny.
— Josku — rzekł — dostaniesz za godzinę pół rubla, ale teraz wynoś się, bo...
Żydek znikł.
— Ale, ale... stój! stój! Przynieś mi jeszcze paczkę papierosów.
— Niech pan da pieniędzy.
— Nie mam drobnych; przynieś za swoje i zostaw w drukarni.
— Jakto to może być? To ja i pieniędzy nie dostanę i jeszcze mam papierosy kupować?...
— Za to możesz wypić kieliszek wódki.
— Także za swoje?
— Rozumie się! Tymczasem.
— Ny, ny!...
— Panie Dulski, piszemy dalej — mówi redaktor, spoglądając przez ramię na siedzącą za nim machinę.
„Drobny ten łup na chwilę tylko wstrzymał pędzące stado, które wnet dognało ofiarę...“
— Panie redaktorze! — woła wbiegający w tej chwili, mocno zaaferowany pan, w starej burce i pomiętym kapeluszu. — Panie redaktorze, na miłość boską, dajcie mi piętnaście rubli!...
— Piętnaście rubli? — pyta zdumiony redaktor, drepcząc