Strona:PL Bolesław Leśmian-Sad rozstajny.djvu/133

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    Wśród dziewcząt — jedna jest tylko w żałobie,
    Niepewna losu... zapatrzona w cienie...
    Jej ciało — biały sen o samej sobie,
    Tym snem objęta — czeka na skinienie.

    Rzuć ją w mą żądzę, w puchy mego łona,
    Na okamgnienie — nie na długie noce,
    Bym nozdrzem czuła szał, że miłość kona
    W chwili, gdy ja się słońcu przeciwzłocę!...

    Ten, kto mię stworzył dla krwi i pieszczoty,
    Dał mi skok zwinny, co w śmierć mię przerzuca,
    Kły moje wygiął w kształt własnej tęsknoty
    I własnym rykiem natężył me płuca!

    On we mnie ryczy, szaleje zbłąkany
    W moich żył sieci i kości gęstwinie!
    Raniąc mię, sobie zadaje te rany,
    Które mi w gniewu przeznaczył godzinie!

    On razem ze mną hen — w dzikim ostępie
    Z wiecznym się głodem w zapasach szamoce,
    A ja z nim wspólnie zmorę życia tępię,
    I z nim się wspólnie słońcu przeciwzłocę!

    Kimkolwiek jesteś — czy Lwem niewidzialnym,
    Czy wszechobecnym raczej Jaguarem, —
    Węszę twe tropy w błękicie upalnym
    I kuszę ciała wonnego wyparem!...