Strona:PL Bolesław Leśmian-Sad rozstajny.djvu/132

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    PANTERA.


    Ani mię zgnębią zórz krwawe zawiście,
    Ni złote groźby słonecznej potęgi!
    Grzbiet mój w złość słońcu czerni się plamiście
    W przeciwsłoneczne, przeciwzłote pręgi!...

    Gotowam słońce rozszarpać na ćwierci!
    Na ziemi — ryk mój, milczenie me — w niebie...
    Z nieznanych światów czaję się na ciebie
    Ja — rozpląsana dookoła śmierci!

    Przeciwzłocącą się — porwij w ramiona,
    Bym z ciebie życia wyżarła niemoce,
    Bym czuła nozdrzem ten szał, że ktoś kona
    W chwili, gdy ja się słońcu przeciwzłocę!

    W róże mię uwieńcz, w zmierzch winnicy prowadź,
    W pałaców głębie — na marmur i kwiaty,
    Gdzie win purpura i śmiechu szkarłaty
    Chcą falę życia od dna rozfalować!