Strona:PL Bogdanowicz Edmund - Sępie gniazdo.djvu/022

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Dowierzać temu zbytnio nie można. Aymarowie są przesądni, ale jednocześnie przebiegli i podejrzliwi. Z pewnością posądzają mnie, żem się przyczynił do tych wszystkich czarodziejskich zniknięć. Wprawdzie w ich przekonaniu jestem z Guati w górach i nie wiem nic o jeńcach, ale Guati wyprowadzi ich z błędu. Jeżeli tedy Guati już wrócił, to wprawdzie ich zaniepokoi, ale obudzi podejrzenie.
Jakby w odpowiedzi na myśl młodzieńca ze wsi dobiegł go gwar zmieszanych głosów.
— Aha! — pomyślał Azupetl — mój brat wrócił. Stanowczo dziś nie uda nam się wymknąć z gór. Na samych przedgórzach u granic llanosów znajdują się placówki Aymarów. Jeśli je zawiadomią, będzie źle... Musimy znów poczekać do nocy. Lepiej było zmykać wczoraj, ale tamci nie daliby sobie rady.
Azupetl podniósł się i skierował ostrożnie ku jaskini.

U wrót stał młodszy jeniec, oglądając się trwożnie. Gdy spostrzegł Azupetla.[1] odezwał się radośnie:

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; zamiast kropki winien być przecinek.