Strona:PL Bobrowski - Pamiętniki.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w brygadzie Rafała ze Skrzynna Dzierzka, konsystował w Jaryszowie na Podolu. Odstąpiwszy synowcowi dziedzica Jaryszowa Dzieduszyckiemu szarżę swoją w kawaleryi narodowej, dostał od niego w dzierżawę klucz miropolski na Wołyniu, gdzież też w 1796 r. umarł jeszcze młodo, zostawiając młodą i piękną wdowę i niezłą fortunkę jak na szlachcica w dorobku, bo parę kroć stostysięcy złotych wynoszącą, jak się to później z procesu okazało, a czemu łatwo wierzyć, gdyż dzierżawił cały klucz miropolski za 20.000 zł., które same młyny i propinacye spłacały. Po śmierci mego dziada Dzieduszycki przedłużył kontrakt, ale powodowany życzliwością dla dzieci kolegi wojskowego, polecił, by nowy kontrakt był wydany na imię wdowy i dzieci, czem dał możność wydobycia później tym dzieciom czegoś ze spuścizny ojcowskiej z rąk ojczyma. Ojczymem tym był Staniszewski Leon, chorąży K. N., krewny Pułaskich, adherent Sapiehów domu, quasi-jurysta, człowiek bywały, lubiący się stroić, bawić i hulać z substancyi żoninej a raczej jej dzieci, bowiem sam, oprócz dobrej praestancyi, nic nie posiadał. Nie był to zły człowiek z gruntu, tylko lekkiewicz i zawzięty bardzo — o wychowaniu i pokierowaniu pasierbów nawet pomyślał. Umieścił ich w konwikcie O. O. Dominikanów w Lubarze przez l'Abbe Vilemain utrzymywanym, po ukończeniu którego ojca mojego umieścił w palestrze żytomirskiej, a stryja w pułku ułanów ks. Józefa Poniatowskiego. Nie przeszkadzało to jednak, by wszystkie fundusze po ojcu ich, na swoje imię przerabiać, lokując wszystkie fundusze u przyjaciół swoich, i na własne imię. Trzymał zastawą Hrycyki na Wołyniu i Starosielec pod Żytomierzem — brał dzierżawy i zastawy to tu, to tam, nigdzie miejsca nie zagrzewając, by ślady funduszów pozacierać. Szczęściem nie było z tego małżeństwa dzieci, a postanowienie wywłaszczenia pasierbów wyjawiło się dopiero w r. 1816, kiedy o starszą pasierbicę oświadczył się Czosnowski, który też w 1817 z nią się ożenił. Na przełożenia ojca mego osobiste i przez przyjaciół czynione o wyznaczenie posagu, odpowiedział Staniszewski manifestem oświadczającym, że wszystko jest jego własnością, i wypędzeniem z domu żony obstającej za dziećmi. Rozpoczął się więc zacięty proces. Trzeba było najprzód szukać dachu, następnie środków i dowodów do procesu. Pierwszej potrzebie zaradziły zacne przyjaciółki: pułkownikowa Weronika z Sulatyckich Giżycka, dając dzierżawę wsi Czeczelówki z dołu opłacaną i miecznikowa Anna